czwartek, 27 lutego 2014

11. 35 tydzień = spakowana torba.

Witajcie Kochane!
Wczoraj w nocy znów nie mogłam spać, dlatego o 5 nad ranem zabrałam się za... pakowanie torby do szpitala. Zajęło mi to 1.5h, przy moich powolnych ruchach. Torba spakowana, czeka na odpowiedni moment.
Jestem już spokojniejsza. Choćby się zaczęło, nie będę musiała się martwić, że czegoś nie będę miała.
Łóżeczko jest zmontowane, czeka na Liliannkę.

Wszyscy na nią czekamy.
Jak tak pomyślę jeszcze niedawno dowiedziałam się o ciąży. Jeszcze niedawno zbliżałam się do półmetka, nie mogłam się doczekać, bo czas tak wolno mijał.  A teraz? Zostało niecałe 5 tygodni. Do terminu. Może mniej.

Powiem Wam, że oprócz bezsenności, parcia na pęcherz i bólu kręgosłupa, czuję się nieco lepiej.
Nie mam już tych momentów, w których myślę, że będę rodzić, a ból paraliżuje całe ciało i nawet odbiera rozum. Jakoś daję radę.

Wczoraj kolejna kłótnia z ojcem Lili. Czasem nerwy puszczają mi przy tym człowieku. Jeszcze bezczelnie stwierdził, że w ciąży jestem równie seksowna, co przed nią. A te 11kg - które przytyłam. Dodają mi uroku. Co za człowiek.

Przyjaciel znów pocieszał, wypłakałam się. Jak zawsze mogłam na Niego liczyć. Choć trochę egoistycznie postąpiłam. Przeze mnie spał tylko 4h. Na pewno nie wyspał się i w pracy jest półprzytomny.
Ale chciałam dobrze! Wyganiałam go, nie chciał. Dobrze mimo wszystko, że był.
Dziś jest lepiej.


środa, 19 lutego 2014

10. Wkroczyłyśmy w 34 tydzień.

Kochane...
Tyle się nasłuchałam, że ciąża to najpiękniejszy okres w życiu kobiety. I uważam, że ten ktoś po prostu przemilczał pewne sprawy. Albo po prostu nie był w ciąży.
Owszem są piękne chwile. Te w których czuję się dobrze. Takich od początku ciąży było niewiele.
Wiadomo, że ten stan prowadzi do narodzin największego Skarbu dla kobiety. Ale okupiony jest wieloma mękami. Z całą odpowiedzialnością nazwę te chwilę mękami.
Czasem nie daję sobie rady.
Wczoraj w nocy myślałam, że urodzę. Dostałam strasznych, promieniujących bóli pleców. Do tego ból brzucha, skurcze.
Ból? Nieporównywalny z niczym. Nie raz się zwijam, krzyczę, płaczę, klnę na wszystko i wszystkich. Okropny ból, burza hormonów, huśtawki nastrojów - bywam okropna, dla najbliższych. Nie wiem jakim cudem znoszą moje wahania!
W jednej chwili do rany przyłóż, do kochania i tulenia. By po kilku chwilach, dopiec, aż w pięty wejdzie.
Bolą mnie żebra od kopniaków. Tam na dole i biodra. Do tego ucisk na klatce piersiowej. Który w dużym stopniu utrudnia oddychanie.
Po prostu żyć - nie umierać.

Oczywiście są chwile kiedy czuję się znośnie, wtedy tocząc się jak kulka posprzątam, obiad ugotuję.
Są to jednak takie chwile, które można zliczyć na palcach u rąk.


Aaa i lekarka mówi, że raczej nie donoszę ciąży do planowanego terminu (8kwiecień). Mała pcha się na świat, ja źle to znoszę... Prawdopodobnie już w marcu powitamy ją na świecie... O ile nie w lutym - tego bym nie chciała. Boję się.... Niech jeszcze rośnie, rozwija się w moim brzuszku!

Boję się również tego, że te bóle które teraz mam, będą jeszcze gorsze na porodówce, czego nie wytrzymam.


Kompletuję torbę do szpitala.... Nie wiem czy już ją spakować? Czy nie za wcześnie? To jedna wielka niewiadoma. Kiedy Lilcia zdecyduje się ujrzeć świat... Kiedy zdecyduje się wyjść do mamusi... Może doradzicie? Będę wdzięczna! Póki co jestem jak tykająca bomba bez zawleczki. Do tego myśli zebrać nie potrafię. Udanego popołudnia dla Was. Buziaki!

poniedziałek, 17 lutego 2014

9. 33 tc i 5dc.

Byłam dziś u ginekolożki. Liliannka waży 2110g. Rośnie jak na drożdżach. Czy aby nie jest za duża? Lekarka powiedziała, że rozwija się prawidłowo i jej waga jest w normie. Ale ja i tak za bardzo wszystkim się przejmuję.
Coraz częściej brakuje mi oddechu, ściska mnie w klatce piersiowej. I coraz bardziej boję się porodu.
Mam tak beznadziejne sny, że lepiej w ogóle nie spać... niż później przez pół dnia być w podłym nastroju i przeżywać jak mrówka okres.










Mamy te dwa ostatnie komplety pościeli dla Lilki. Doradźcie Kochane który jeszcze wybrać? Nie mogę się zdecydować :)

sobota, 15 lutego 2014

8. To chyba ze mną coś nie tak.

Tak naprawdę chyba sama sobie życie utrudniam. Dałam się wczoraj wyciągnąć na kolację 'walentynkową' - Lilkowemu tacie. Dostałam piękny bukiet róż, bransoletkę z Apartu. Gdy przyjaciel siedział sam bo nie chciałam się z Nim widzieć. Złamał się gdy mu o tym powiedziałam.
Zraniłam.
Im bardziej angażuje się w relacje ze mną ja wrzucam wsteczny.
Chodząca beznadziejność ze mnie.


Jestem taaaaka zmęczona po całym tygodniu. I fizycznie i psychicznie.

piątek, 7 lutego 2014

7. Lilkowy tata.

Wiele razy mnie zranił. Teraz nie potrafię dać mu szansy. Chociaż się stara. Chce dbać o mnie. O Lilkę. Nie jest to jednak proste. Nie wiem czym spowodowana jest jego metamorfoza. Czy to znów poza jaką przyjął. Nie wiem na ile intencje ma szczere. Czy w ogóle takimi są.
Jestem naiwna, za dobra. Bardzo wszystko przeżywam. Biorę do siebie. Dlatego nie mogłam nigdy do końca cieszyć się z macierzyństwa. Jeśli był spokój, cisza... to niestety tylko przed burzą.
Znamy się od dawna, przyjaźniliśmy się, spotykaliśmy. Byliśmy razem. Kilka złych wyborów. I zaszłam w ciążę... Za szybko.
Wtedy myślałam, że nie zaakceptuję tego co się stało. Nie chciałam tej ciąży. Byłam w szoku. Przepłakałam wiele dni i nocy. Teraz wiem, że jest najlepszym co mi się przytrafiło. Będę mamą. Już niebawem. To cud. A nie każda kobieta ma taką możliwość.
Jednak by zrozumieć, potrzebowałam czasu. Jakichś 3-4 miesięcy.
By wyzbyć się żalu. Którego chyba nigdy do końca się nie wyzbędę.
Zadra pozostanie.

Regularnie dzwoni. Czasem napisze. Przyjeżdża. Niejednokrotnie bez uprzedzenia. Wie, że nie pozwoliłabym przyjechać. Przywozi rzeczy dla małej. Chce mnie 'rozpieszczać'. Ale nie zagłaska mnie jakimiś prezentami. I nagłą troską.

Jakiś czas temu podczas ostrej kłótni, wypalił, że zabierze mi małą. Wbiło mnie w fotel. Myślałam, że go rozszarpię. Gdybym tylko miała siłę!
Potem przepraszał, że go poniosły nerwy. Że do tego stopnia podniosłam mu ciśnienie, że nie wytrzymał.
A chodziło tylko o to, że nie chcę by mała miała na imię Oliwia (choć ładne!).
Bo po prostu nie czuję tego. Nie pasuje do Niej to imię. Z resztą kilka moich koleżanek ma Oliwki. Nie chciałam by w przedszkolu, szkole. Moja córcia była jedną z kolejnych Oliwek, Julek.
Dlatego tak bardzo spodobało mi się imię Lilianna. Pasuje mi do mojej Maleńkiej. Taki instynkt mi to podpowiada.
Lilianna Helena. Tak będzie nazywała się moje córeczka. A jej ojciec - niech sobie myśli co chce.
Chcę by miała z Nim kontakt, by miała ojca. Ale nie będę z Nim. Nawet dla Jej dobra. Nie jestem w stanie. Nie chcę się męczyć. Nie chcę by ona widziała jak się męczę.
Stworzę jej szczęśliwe dzieciństwo. Zrobię wszystko by tak było.

Mam wspaniałego przyjaciela. Gdyby nie on, nie wiem czy dałabym radę. Chce być przy Nas...
Poznałam go rok temu. Potem zaszłam w ciążę. A on czeka na mnie cały czas.
Akceptuje, że jestem w ciąży. Z kimś innym.
Chce byśmy stworzyli rodzinę. Czeka na narodziny Lilki. Planuje już brać urlop, żeby być ze mną podczas porodu. Nie wierzę, że istnieją tacy ludzie?! Pokochał jak swoją. Choć jeszcze się nie urodziła.
Pokochał mnie w dwupaku. I znosi dzielnie humory. Znosi to, że widuję się z ojcem Małej.

Ja nie chcę się wiązać. Póki co. Chcę by był tak jak teraz, blisko. Ale nie chcę popełnić kolejnego błędu. Chcę mieć pewność. Jestem odpowiedzialna nie tylko za siebie. Jestem odpowiedzialna za malutką istotkę. Która jest najważniejsza! I to jej dobro stawiam na piedestale...

czwartek, 6 lutego 2014

6. Słowo na czwartek.

Dziś jest koszmarnie. Pół nocy, cały dzień zmagam się z wymiotami. Nie wiem czym są spowodowane. Już nie mam sił. Wszystko mnie boli. Jeśli nie będzie poprawy po lekach, które lekarz mi przepisał, będę musiała chyba jechać do szpitala.
Ciągle pod górkę!!!

Ręce póki co mniej drętwieją. Ale nadal to paskudne uczucie doskwiera.



Lilka, moje Ty Maleństwo. Mama już nie może się Ciebie doczekać.
Jeszcze niecałe 2 miesiące do porodu. Tylko lub aż.

poniedziałek, 3 lutego 2014

5. Trochę...

Trochę się martwię, od kilku dni nagminnie drętwieją mi ręce. Z początku budziłam się w nocy z okropnym zdrętwieniem. Miałam nawet wyobrażenie, że ręce mi usychają. Czucie wracało dopiero po kilku lub też kilkunastu minutach. Co nigdy w takim stopniu mi nie doskwierało.
Teraz sprawa stała się bardziej zaawansowana. Siedząc w pracy. W domu. Nie używając nawet rąk - one i tak drętwieją. Nie są to sytuacje sporadyczne, one stają się niemalże regułą, każdego dnia.

Powiedzcie mi, czy któraś z Was tak miała w ciąży? Lub w ogóle? Mam się zacząć martwić?
W sumie to i tak się martwię - nie fajnie, coraz częściej tracić czucie, raz w jednej ręce, potem w drugiej. Albo obydwu na raz.


Odpowiadając na Wasze pytania...
... drugie bijące we mnie serduszko, będzie miało na imię Lilianna.

Odliczam dni do terminu porodu.
Nie mogę się doczekać, tego małego łobuza, co mi tak nie raz dokucza! ;)