czwartek, 30 stycznia 2014

4. Na dziś.

Witajcie, na wstępie od razu napiszę, że jest lepiej. Mamusia już w domu. Dostała leki. Diagnozę tylko na podstawie badania krwi - zapalenie żołądka(chore?!). Nasza służba zdrowia jest chora!Na szczęście jej lekarz prowadzący z przychodni jest człowiekiem o zdrowych zmysłach.
Oby tylko jej pomógł. Mam nadzieję. Sama do niego chodzę. Niejednokrotnie skórę uratował.
Jestem nieco spokojniejsza.

Moja Maleńka urządziła sobie z mojego brzucha jakiś ring bokserski - dosłownie. Dziś już od kilku godzin daje mi nieźle popalić. Ale KOCHAM nawet te kopniaki, to rozpychanie, rozciąganie. Kocham moją córeczkę prześliczną.

Zajęcia w szkole rodzenia też za mną. Mam mieszane uczucia. Radość, entuzjazm pomieszany z niepewnością, strachem.

Z czasem napiszę Wam więcej szczegółów. O mnie. Moim życiu. O ojcu Maleńkiej. Jakoś nie mogę się zebrać w sobie, by, aż tak się uzewnętrznić.
Z resztą sama mam w sobie tyle emocji, że nawet nie wiem od czego zacząć.

Najpierw przepełnia mnie szczęście, miłość... by potem mieć wszystkiego dosyć. By wtulić się w poduszkę i płakać jak dziecko.

Wiecie co? Noszę pod sercem największy Skarb. Zawsze marzyłam o dziecku. Doceniam każdą chwilę macierzyństwa. Jeszcze nie ma jej na świecie a wiem, że oddałabym za nią życie. Gdyby była potrzeba. Ale mimo to, jest mi tak źle w życiu... Tak trudno wstawać rano, stawiać czoła życia. Staram się coś robić, by nie myśleć. Tyle, że się nie da. Nie może być tak jakbym chciała, smutek przepełnia moją duszę... W oczach też go widać.

wtorek, 28 stycznia 2014

3. Dla mnie to dramat.

Miało być dziś o czymś innym. Miało być z pozytywnym akcentem. Miało być o łóżeczkach i kompletach pościeli dla mojej Maleńkiej. Ale życie jak zwykle kopie po dupie. Za wiele tego wszystkiego. Najpierw dostałam w pracy okropnego bólu brzucha. Po trzech godzinach nie wytrzymałam. Musiałam szybko jechać do lekarza. Dopiero po wizycie u niego, wszystko się unormowało.
Jakby tego było mało, niedawno moją mamę zabrano do szpitala. Do tego musiało dojść. Od 3 tygodni źle się czuła. Tłumaczyłam jej, żeby zadbała o siebie, poszła do lekarza. Chciałam ją nawet ,,na siłę'' zabrać. Cały czas była nieugięta. Bała się gastroskopii. Mówiła, że drugi raz już nie połknie rurki z kamerą. A problemy z brzuchem, żołądkiem rosły w siłę.

Miałam odpoczywać. Nie denerwować się. A tak bardzo się o mamę martwię.
Nie umiem opanować łez.

niedziela, 26 stycznia 2014

2. Pogoń - i co dalej?

Jestem w nieustannym biegu. Nadal pracuję - chcę jak najdłużej wytrzymać. Jeśli dobrze pójdzie będę pracować do końca lutego, a może nawet jeszcze trochę w marcu. Na ile stan zdrowia mi pozwoli. Odkładam pieniążki na specjalnym koncie, dla mojego dzieciątka. By niczego jej nie brakowało. Po pracy, w której spędzam standardowe 8h, wracam do domu. Trzeba coś zjeść (znów, w końcu mam dni, kiedy wiecznie głodna chodzę :P), odpocząć i siadam do pisania pracy magisterskiej. Chciałabym napisać ją jeszcze przed porodem. Ale zobaczymy jak to będzie.
Cóż więcej? Za tydzień rozpoczyna się sesja na uczelni, pasowałoby zacząć się uczyć. Żeby zbyt wiele energii na to później nie tracić.
Można powiedzieć, że dużo mam na głowie, żyję trochę w biegu. Ale dbam o siebie i moją córeczkę. Nie przeceniam swoich sił. Nie przemęczam się. Robię to wszystko bo mogę, bo jeszcze jestem w stanie. Jeśli czuję się źle, po prostu stopuję.
Czułam się znacznie gorzej w I trymestrze. Teraz jest zupełnie inaczej. Nie ma porównania.
Chciałabym przed porodem, przed kwietniem. Zamknąć sprawy uczelniane. By w 100% skupić się na mojej Kruszynce. Potem tylko obrona w czerwcu i nic więcej mnie nie interesuje. Chociaż wiadomo nic na siłę. Zawsze mogę obronić się w lipcu lub wrześniu. Jeśli nie dałabym rady. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Oprócz kilku dolegliwości w ostatnim czasie czuję się dość dobrze. Chyba najgorsze są huśtawki nastrojów, krwi bliskim napsuję! ;))
Pojawia się także ból żeber, kręgosłupa. Czasem stopy mam spuchnięte, dosłownie jak dwa balony. I piersi - to istna bolączka!
Dziś wskoczyłam na wagę, ważę już 61kg. 11kg na plusie. Moja córeczka rośnie jak na drożdżach. Dlatego zaczynam bać się porodu, że nie dam rady urodzić jeśli będzie zbyt duża.
Ja gdy się urodziłam ważyłam 4kg (chwała mojej mamie za to, że dzielnie urodziła takiego klocka!)
Ojciec mojego dziecka ważył niecałe 3kg. Także może waga Malutkiej jakoś się wypośrodkuje. Błagam, proszę! ;)

czwartek, 23 stycznia 2014

1. Nie mogę w to uwierzyć.

Czas tak szybko mija. Jak tak wczoraj wspominałam, jeszcze niedawno, dowiedziałam się, że noszę pod sercem nowe życie. Jeszcze niedawno brzuszek zrobił się taki, jakbym dobrze pojadła. Jeszcze niedawno zmagałam się z objawami. Najbardziej z ponad 4 miesięcznymi mdłościami i wymiotami.
A teraz jestem już w 30tc i 2dc. Wyglądam jakbym połknęła piłkę lekarską :) Mam 10kg na plusie, szybko się męczę. Chociaż podobno i tak wyglądam szczuplutko, jak to ludzie określają.
Nocne wstawanie do kibelka staje się już rytuałem. Kopniaki mojego dzieciątka już nie smyrają, są coraz silniejsze. Sprawiają nawet delikatny ból. Ale uwielbiam ten 'ból'. Już tak bardzo nie mogę się jej doczekać. I początku kwietnia kiedy przyjdzie na świat. Obaw jest ogrom. Pojawiają się koszmary nocne i coraz większy strach związany z porodem. Po pierwsze z bólem. Po drugie z tym czy wszystko pójdzie dobrze. Ale fakt, że moje 1390g szczęście, niebawem przyjdzie na świat, będę mogła ją przytulić, pocałować - wszystkie niedogodności rekompensuje.